Nie wiadomo jak się na prawdę nazywał. Pochodził gdzieś z Łysogórskich wsi. Był bardzo zdolny, świeżo po studiach, miał zdolności artystyczne które wykorzystywał do fałszowania dokumentów bo dla bezpieczeństwa często zmieniał nazwiska. Blankiety ukradł kiedyś siedząc w areszcie za złodziejstwo. Nigdy nie napadał na drogach, nie napadał na banki ani kasiarzy. Na uczelniach poznał język Francuski, Rosyjski i Niemiecki. Do tego rysował artystyczne szkice. Z tymi zdolnościami wędrował od bogatszych domów do domów lub pensji i oferował się jako nauczyciel. By elegancko wyglądać ukradł carskiemu urzędnikowi garnitur i nikt go nie podejrzewał o nic złego. Gdy go przyjęto jako nauczyciela ten z początku uczył, częstowany był obiadami, kolacjami. Najadał się do syta, pił najlepsze wina a w nocy gdy mu dano łóżko z pościelą na nocleg, znikał z pościelą którą później sprzedawał. A pościel była dość chodliwa i nie tania. Gdy się zrobiło o nim gdzieś za głośno, przenosił się w inne miejsce. I tak poznano go w Szydłowie, Busku, Pińczowie. Najdłużej działał w Kielcach i okolicach. Za którymś razem gospodarze koło Masłowa go przyjęli ale podejrzewali już że może to być złodziej pościelowy o którym się już głośno robiło. Postanowiono przypilnować “jego spokojnego snu”. Ale gospodarzom nic z tego nie wyszło. Tym razem “Magister języków obcych” (jak się tytułował) zakochał się ze wzajemnością w córce gospodarzy którą miał uczyć. Pobył więc w tym domu dłużej. W końcu dziewczynie powiedział kim jest a rodzicom że się chce z córką żenić. Ci zdziwieni,zaskoczeni zgodzili się i tak skończyło się szczęśliwe zbójectwo. Od tego czasu Magister został nauczycielem na wsi i żył w swym nowym zawodzie całkiem nie źle bo oprócz zarabianych pieniędzy miał sporo oszczędności zagrabionych na zbójectwie.