Skąd się biorą kryzysy finansowe? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba postawić kilka innych: kto kontroluje emisje waluty? Kto zyskuje na inflacji? Komu zależy na drukowaniu papierowego pieniądza bez pokrycia w złocie? Kto pragnie uzależniać ludzi od kredytów? Do kogo należy amerykańska Rezerwa Federalna? Po co stworzono Międzynarodowy Fundusz Walutowy? A przede wszystkim: w jaki sposób prowadzona jest globalna wojna o pieniądz?

U źródeł całego zła stoi emitowanie przez prywatne banki centralne pieniędzy jako swoistych skryptów dłużnych rządów wobec tychże banków pod zastaw przyszłych podatków obywateli. W tym modelu budżet państwa staje się przepompownią bogactwa – obywatele myślą, że płacą podatki rządowi, by ten za nie realizował swe zadania, w praktyce zaś płacą te podatki instytucjom finansowym wobec których rządy poszczególnych krajów mają wieczysty, wciąż rosnący i niemożliwy do spłacenia dług. Dług ten powstaje w momencie emisji pieniądza, dla którego zabezpieczeniem są rządowe papiery wartościowe. A gwarantem rządowych papierów są podatnicy.

Do tego dochodzi emisja „prywatna” banków, napędzająca przy okazji inflację. Generalnie, polega ona na tym, że wąska grupa finansowych oligarchów jest w stanie za pomocą dostępnych im narzędzi ekonomicznych w krótkim czasie nadąć „bańkę spekulacyjną”, by nagle, w dogodnym dla siebie momencie, przekłuć ją powodując krach – jest to etap realizacji zysków kosztem graczy, którzy „umoczyli” i nazywa się go w żargonie „strzyżeniem owiec”. Weźmy np. kredyt jako narzędzie tworzenia pieniądza – kredyt zaksięgowany po stronie „aktywów” banku oznacza de facto powstanie pieniądza – plus instrumenty pochodne, z których każdy staje się księgowym „aktywem” napędzającym dalszą kreację… W pewnym momencie wystarczy „odciąć prąd” – i gotowe. W ten sposób załatwiono np. Japonię i inne gospodarki wschodnioazjatyckie. Tak naprawdę za sznurki od dawien dawna pociągają bogaci bankierzy spekulując złotem, walutą i wszystkim tym, na czym można zarobić. Fortuna Billa Gatesa, twórcy Microsoft, którego uważa się za najbogatszego człowieka na świecie stanowi zaledwie ułamek majątku bankierskiej rodziny Rotschildów. Jednak w odróżnieniu od bogaczy z pierwszych list rankingowych Rotschildowie umiejętnie dbają, aby nikt i nigdzie o nich nie mówił i nie pisał. Dzięki majątkowi szacowanemu na 50 bilionów (!) dolarów, nie stanowi to dla tej rodziny większego problemu. Czasem metody, aby dorobić się tak ogromnych pieniędzy bywają przerażające. Na liście narzędzi bankierów są chociażby spekulacje, zamachy, kryzysy i konflikty zbrojne, gdzie ten sam bank wspiera obie strony konfliktu. Niejednokrotnie wspiera też krwawe dyktatury.

print